Jesteśmy. Żyjemy (jeszcze).
Wyruszyłyśmy o 12:25 z Warszawy do Amsterdamu, a z Amsterdamu ok. 17:30 do NYC, gdzie wylądowałyśmy ok. 1 czasu polskiego. Pierwsze wrażenie? Podchodzimy do okienka kontroli granicznej i mówimy good evening, na co pani po zerknięciu na nasze paszporty odpowiada: dzień dobry.
Rzutem na taśmę łapiemy się na autobus prowadzony przez szalonego Azjatę (podróż jak w błędnym rycerzu, ale oglądamy Manhattan nocą) i przed 21 dobijamy do portu Penn Station, gdzie mamy czekać 6 godzin na pociąg do Williamsburga. Ciężko zmęczone podróżą przycinamy komara z głowami na plecakach i nogami na walizkach, a potem ja o 1 w nocy orientuje się, że mamy 12 czerwca, a na bilecie jest 11. Odwiedzam trzy panie w okienkach, dzwonię do centrali - sorry, twój błąd. O 2 kupujemy nowe bilety i szczęśliwie ruszamy w podróż do VA.
Pociąg jedzie 8 godzin, gdy w końcu o 11:45 wysiadamy w Williamsburgu jest taki skwar, że przetłuszczone włosy jeszcze bardziej lepią się nam do twarzy. Próba dodzwonienia się na taksówkę kończy się wysłuchiwaniem automatu informującego, że mój telefon nie obsługuje rozmów w tym kraju. Z opresji ratuje nas taksówkarz-Grek, który od 1970 r. mieszka w USA - zapytany, czy na kogoś czeka, odpowiada, że owszem, na nas. Jedziemy do International Housing Village.
Pan w recepcji (Bud, powtarza trzy razy) po krótkiej ocenie naszej przydatności do jakiegokolwiek działania daje nam klucz od pokoju i każe przyjść jak odpoczniemy (mam nadzieję, że nie śmierdziałyśmy AŻ tak bardzo). Po dokonaniu transformacji w piękne niewiasty idziemy wypełniać papierki, potem na makaron (w końcu jesteśmy w Ameryce), a na końcu jedziemy do sklepu, z którego jakimś cudem wychodzimy na czas (niestety bez proszku do prania i takich tam), ale stajemy w złym miejscu, więc pani kierująca autobusem musi nas zgarniać z chodnika zatrzymując się na środku pasa. Dziękujemy jej bardzo!
Chyba nadszedł właśnie czas na odespanie 30 godzin podróży. Zdjęcia są tylko w wersji nienadającej się po publikacji - przestawiają smutnych i zmęczonych ludzi na różnych lotniskach i dworcach, ale jutro idziemy podbijać Busch Gardens, więc może dorobimy się czegoś takiego jak "normalne zdjęcie w USA". :P
Bye!
Bye!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz